piątek, 26 maja 2017

“Moja Mama (my kobiety)"

Mama nauczyła mnie podejmować decyzje. Nauczyła mnie samodzielności. Dzięki jej cierpliwości i poświęceniu wiem czym jest odpowiedzialność, czym są konsekwencje, jaki wpływ na życie maja decyzje, które podejmujemy. Pamiętam, że jak każdemu dziecku, oczy mi się świeciły na widok każdej zabawki, każdej błyskotki. Nie było nas stać wszystko. Co najwyżej na jedno i to od czasu do czasu, a decyzja “które” należała zawsze do mnie. I bezwzględnie na ocenę mego wyboru, nawet jeśli padł on na największy bzdet, który według mojej mamy miał się popsuć po dniu zabawy, szłyśmy po ten mój wymarzony bzdet przez całe miasto. Nawet jeśli “bolały nas nóżki”, nawet jeśli padał deszcz. Bo tak wybrałam, a gdy się po kilku godzinach bzdet popsuł, słyszałam tylko “no widzisz, uprzedzałam Cię, następnym razem będziesz wiedziała, że nie wszystko złoto co się świeci”. I wiedziałam, że moja zabawka wyląduje w śmietniku jeszcze zanim położę się spać, tylko dlatego, że taka wybrałam, mimo że mama mnie ostrzegała i skrupulatnie tłumaczyła, że mój wybór nie jest najlepszy. Szłam spać zawiedziona, że “nie wszystko złoto co się świeci” i zdeterminowana, że następnym razem nie dam się nabrać złudzeniom. Jedyne co mnie martwiło, to to, czy starczy mi cierpliwości do następnej “okazji”, następnych urodzin, następnych świat… ale starczyć musiało, takie to tez były czasy.

Gdy kilka lat później zadzwoniłam do mamy, by oświadczyć jej, że dostałam się na studia do Paryża i zapytałam: “Co teraz? Wiem, że Cie nie uprzedzałam, że będę zdawać egzamin, ale tylko dlatego, że się nie spodziewam, że tak bez problemu się dostanę…no ale się dostałam…” Mama mi tylko odpowiedziała, że “To wspaniale, że postara mi się pomoc, nie wie jeszcze jak, ale postara się” po czym odłożyła słuchawkę, bo “była w pracy”. Dopiero kilka lat później mi opowiedziała, dlaczego zerwała rozmowę: “Bo się rozpłakałam…pobiegłam do łazienki i płakałam, że moja jedyna córka wyjedzie, tak daleko, do kraju którego nie znam…ale nie chciałam cię martwicc, zawsze chciałam żebyś wiedziała, ze Cie wspieram.”

Kocham moja mamę. I z wiekiem coraz lepiej rozumiem jej decyzje, reakcje. Podobno moja prababcia, gdy się urodziłam, płakała, że jestem dziewczynką a nie chłopcem. Płakała że “będzie mi ciężko w życiu”. Mówiła, że chłopcom jest łatwiej. Dziś nie wiem, czy chłopcom jest łatwiej czy nie. Nie mi o tym sądzić. Znam za to coraz lepiej problemy z jakimi borykają się kobiety w dzisiejszych czasach. Wychowujemy się na bajkach, w których każda mała dziewczynka marzy by być księżniczką, która chce spotkać swojego księcia. Najlepiej takiego na białym koniu, a jeszcze lepiej gdyby nas bohatersko uratował z jakiejś zamkniętej szczelnie, złowrogiej wierzy. Później w życiu się okazuje, że bohaterscy książęta nie istnieją, a księżniczkom zbyt wiele nie wypada, by było interesujące taką zostać. I zaczyna się w naszym życiu dramat, szukamy często bez końca równowagi. Staramy się połączyć nasza kobiecość i potrzebę bezpieczeństwa, z wewnętrznie drzemiącą nas siłą, kreatywnością i niezależnością. Naszą wrażliwość z odwaga.
Stawiamy czoła uprzedzeniom i takim słowom jak: histeryczka, wariatka, feministka, to nie możliwe, jesteś za stara, za gruba, za brzydka, za ładna, za chuda, za młoda…

Kiedyś przeczytałam w książce Clarris’y Pinkoli Estés “Biegnąca z wilkami” :

"Są oceany nigdy nie wypłakanych łez kobiecych, gdyż kobiety nauczono zabierać
do grobu własne sekrety, sekrety matek i ojców, sekrety mężczyzn i
społeczeństwa".
“Bądź dzika. W każdej kobiecie drzemie potężna siła, bogactwo dobrych instynktów, moc
twórcza oraz odwieczna, prastara mądrość.”


Mamo, dziś jest Twoje święto. Całuję Cię i dziękuje za to, że nauczyłaś mnie podejmować własne decyzje. Dziś wiem, że obojętnie co postanowię, zawsze będę Panią własnego losu, mojego dzikiego losu.

Kocham Cię.