niedziela, 6 września 2015

“ ‘Szczęśliwa’ emigrantka”

Kilka dni temu, przy porannej kawie, przeglądając publikacje na Facebook’u zobaczyłam zdjęcie małego chłopca leżącego w wodzie na plaży. Pod zdjęciem widniały rozgorączkowane komentarze pełne oskarżeń, nienawiści, uprzedzeń i pouczeń. Zorientowałam się, że mały chłopiec na zdjęciu nie żyje, że utonął, a świat wrze od licznych debat na temat owej fotki. Przeglądając następne strony znalazłam liczne publikacje na temat uchodźców, którzy masowo starają dostać się do Europy. Każdy artykuł był obszernie komentowany przez internautów, w rożnych językach lecz zawsze w podobnym tonie…tonie pełnym oskarżeń. Oskarżano wszystkich: uchodźców, rządy rożnych państw, polityków, społeczeństwo, wojny, terrorystów, rodziców martwego chłopca, religie… Internauci w swoich komentarzach przekrzykiwali się i obrażali się nawzajem. Ich wypowiedzi wypełnione agresją, strachem, licznymi wulgaryzmami przeplatały się z nielicznymi apelami o zdrowy rozsadek. Zadumałam się przez chwile.. To co właśnie przeczytałam przeraziło mnie.
Stwierdziłam, że mam szczęście, że siedzę sobie właśnie wygodnie w fotelu w moim malutkim paryskim mieszkanku, a mały chłopiec leżący na plaży nie jest moim martwym synkiem….bo przecież mógłby być. Bo kto wie, czy jeśli bym się urodziła w Syrii to dziś sama z rodzina nie próbowałabym się ratować i za wszelka cenę dostać się do Europy, czy gdziekolwiek gdzie bym mogla być pewna, że nic mojej rodzinie nie grozi. Pomyślałam, że mam szczęście, że urodziłam się w Polsce i do Francji emigrowałam autobusem, bezpiecznie i legalnie.. Nie.. tak właściwie to nawet mam jeszcze więcej szczęścia, bo przecież mogłam urodzić się w Polsce, ale wiele lat wcześniej, podczas którejś z wojen i wtedy też musiałabym uciekać… No bo kto z nas nie ma gdzieś w rodzinie imigrantów? Kto z nas nie ma przodków, którzy cierpieli z powodów licznych zamieszek politycznych w naszym ukochanym kraju? Każdy ma.
To gdzie i kiedy się rodzimy jest czystym przypadkiem. Urodziłam się w kraju katolickim, ale przecież mogłam w muzułmańskim. Wychowałam się w kraju, w którym panuje pokój, ale przecież mogło być zupełnie inaczej. Mogłam się urodzić gdzieś gdzie szaleją wojny i może wtedy jako mała dziewczynka modliłabym się co wieczór w strachu do Boga, by mamusia i tatuś mnie stamtąd zabrali…zabrali gdzieś daleko, tam gdzie bym przestała się bać.. Modliłabym się i nie miałoby to znaczenia do którego Boga. Bo modlitwa o pokój, o życie, o miłość ma tą samą wartość niezależnie od języka, w której jest wypowiadana, niezależnie od tego jak Bóg ma na imię. Może martwy chłopiec ze zdjęcia na plaży tak właśnie się modlił..

Doceńmy to, że mamy szczęście. Może właśnie ta świadomość umożliwi nam otworzyć bez strachu nasze serca na cierpienie innych.